Dzisiejszy dzień zaczął się wyjątkowo leniwie. Zwiedzanie zaczęliśmy od muzeum techniki islamu, które nie było jakieś porywające, ale część eksponatów mimo to zaciekawiała. Trochę widać u nich żal do zachodu, że nie docenił ich technologii po tym jak sam się na niej rozwinął, ale cóż...
Spokojnym spacerem po bardzo ładnych ogrodach pałacu Topkapi przeszliśmy do muzeum mozaik. To co zobaczyliśmy nas nieźle zaskoczyło. W bardzo niepozornym pawilonie znaleźliśmy całą masę mozaik z czasów Bizantyjskich. Ich Barwy i realizm były niesamowite.
Następnie ja udałem się do Cystern pod miastem z czasów Bizantyjskich. Las kolumn to najwłaściwsze określenie na to co zobaczyłem. Gigantyczna budowla z pięknymi sklepieniami i kolumnami doryckimi i korynckimi. Coś pięknego.
Później nadszedł czas na obejrzenie całej panoramy Stambułu z wieży Galata. Wstęp dość drogi (18.5 ltr), ale w mojej opinii i tak warto. Można dostrzec dzięki temu jak gigantyczne jest to miasto i jak wiele w sobie kryje uroku.
....i na tym nie koniec dzisiejszego wpisu!! Od dnia dzisiejszego zaczynając startuje tzw. kącik Bartka :) Znajdą się w nim przede wszystkim: opisy nietypowych sytuacji, dziwne przemyślenia wyżej wymienionego osobnika, głupoty, pierdoły a wszystko to przy akompaniamencie pojawiających się niekiedy:sztuczności językowej, tzw. "niepoprawności politycznej", dziwnych dygresjach i wiele więcej.
Może się okazać, że nie potrzebnie straszę i żadna z wymienionych pozycji się nie pojawi. A skoro tak, to po co pisałem taki wstęp?
Pozwolę sobie zacytować przedmowę Fiodora Dostojewskiego do "Braci Karamazow", których egzemplarz mam przy sobie w podróży:
"Ot, i cała moja przedmowa. Nie kryję, że jest ona zbędna, ale niech już lepiej zostanie, skoro ją napisałem.
A teraz pora przystąpić do rzeczy."
KĄCIK BARTKA
czyli o tym jak nazwać ślepego kota
Po kilku nieprzyjemnych przejściach z bułgarskimi autokarami i bardziej pozytywnych z tureckimi dotarliśmy do naszego hostelu (który jest jednocześnie hammamem - łaźnią turecką). Zdarzyło się to, co prawda, parę dni temu, ale moim zdaniem stanowi dobry wstęp do tego, o czym mam zamiar pisać. Skoro tylko poproszono nas grzecznie o poczekanie aż recepcjonista skończy rozmowę, odłożyliśmy plecaki na podłogę i usiedliśmy w miejscu dla oczekujących uciech dla ciała (czyt. masażu :D). Nie minęła nawet minuta gdy zza rogu wyłonił się przepiękny kot (kotka) o szarym ubarwieniu i drobnej posturze. Zwierzę było najwyraźniej przyjaźnie nastawione, bo pierwszą czynnością, którą wykonało było otarcie się o nasze plecaki i zabawa ze wszystkimi wystającymi z nich sznurkami oraz pasami. Kot okazał się stałym mieszkańcem owego hammamu. Później jeszcze wiele razy mieliśmy przyjemność z nim obcować.
Jak się okazało po pewnym czasie, w pewnym stopniu nie nadążam za światem. Dopiero po jednym dniu zorientowałem się, że kotek nie ma oczu. Fakt ten tłumaczył jego charakterystyczne ocieranie się o każdy przedmiot. Momentalnie próbowałem nadać znaczenie temu zjawisku, przy okazji chcąc z całych sił by ten defekt okazał się czymś pozytywnym. W myślach nadałem mu imię, które ma wyraz zarówno symboliczny jak ironiczny. Gdybym znał choć podstawy języka jednego z indiańskich plemion, jego imię w wolnym tłumaczeniu na polski brzmiałoby: Ten, który widzi wszystko.