W miarę wczesna pobudka. Nie ma jednak czasu na śniadanie, jedziemy już tramwajem w miejsce od dawna wyczekiwane. Hagia Sofia z zewnątrz nie wygląda zachwycająco, jednak to co kryje wewnątrz jest olśniewające i zachwycające. Widać tutaj wielowiekową spuściznę kilku kultur: od Bizantyjskich władców po Ottomańskich sułtanów, od pięknych ikon Jezusa i Maryi po gigantyczne wręcz medaliony z cytatami Koranu. Wszędzie widać prace nad odkryciem tej starej Hagi Sofii sprzed czasów tureckich, co mnie osobiście bardzo cieszy. Trochę nam czasu zeszło, żeby zobaczyć każdy zakątek, a przecież to dopiero początek zwiedzania!
Następny przystanek to Błękitny meczet. Wybudowany trochę jakby ku zaćmieniu Hagi Sofii w odległości od niej ok. 400 m. Wystarczy tylko przejść przez sporawy plac, będący szczątkami Bizantyjskiego Hipodromu i już jesteśmy. Z zewnątrz wyglądający jak zwyczajny meczet, może poza 6 minaretami zamiast 4. Jednak wewnątrz coś niesamowitego. Wyłożony błękitną mozaiką z misternie zdobionymi sufitami zapadnie w nam pamięć jeszcze na długo.
Po wielu godzinach zwiedzania tych pięknych cudów zdecydowaliśmy się jeszcze przejść na Wielki Bazar. "Miasto w mieście"- według mnie jest to najtrafniejsze określenie dla tego miejsca. Czuć tutaj powiew wschodu w pięknych straganach z porcelaną jak i najróżniejszymi przyprawami.
Ogólnie Stambuł przywodzi na myśl gigantyczny miks wschodu i zachodu. Przywodzi na myśl jak Wiedeń by wyglądał jakby go właśnie Turcy zdobyli, a jest to widok muszę przyznać bardzo ciekawy.
Z praktycznych rzeczy:
-komunikacja miejska jest dość droga, najlepiej wyrobić jedną kartę na kilka osób i doładowywać ją kredytami ( jeden przejazd 2.15 lirów);
-my kupiliśmy bilet 3 dniowy na kilka muzeów (85 lirów) w tym Hagia Sofia i pałac Topkapi więc chyba się opłaca w coś takiego zainwestować (samo wejście do Hagi Sofii kosztuje 30 lirów).
Mam nadzieję,że tym razem post się prześle, a nie tak jak przed godziną temu zniknie bez śladu ;).